poniedziałek, 19 grudnia 2016

05: skin79 vs wągry i rozszerzony pory

             Miałam chwilowy kryzys związany z prowadzeniem bloga. Mimo rosnącej liczby wyświetleń zniechęciłam się do pisania, na szczęście wracam z nowymi doświadczeniami i wiedzą.
            Dzisiaj chciałabym napisać co nieco na temat produktów firmy skin79. Pierwsze realne spotkanie z nimi zaliczyłam na targach kosmetycznych. Kupiłam wtedy tylko dwie rzeczy: mini wersję kremu BB i maseczkę. Do moich skromnych zakupów dostałam też kilka próbek. Po dwóch tygodniach testowania moich "potargowych" zbiorów doszłam do wniosku, że moja wrażliwa cera nie zareagowała negatywnie na ŻADEN z kosmetyków skin79!                                                                       

       
               Etykietkę "skincare maniac" mogę sobie przypisać od mniej więcej kilku lat. Przez moją łazienkę przetoczyły się tabuny firm: drogich i tanich, polskich i zagranicznych, znanych od lat i dopiero początkujących. Znam swoją buzię lepiej niż własną kieszeń i wiem, że ok 80% produktów dostępnych w drogeriach jest nie dla mnie. Najczęściej są albo zbyt ostre albo z drugiej strony tak łagodne, że prawie niczym nie różnią się od wody. W skrócie: albo funduję sobie pieczenie i zaczerwienienie albo coś delikatnego bez żadnego efektu.
               Postanowiłam rozpocząć walkę z wągrami na nosie przy pomocy produktów skina. Jak na złość obecnie pełen zestaw kosmetyków myjących mam skompletowany, dlatego zamówiłam zielony krem BB i maskę "pore designing minimizing mask". Przesyłka doszła o czasie, w świetnym stanie, dorzucono kilka próbek... ogólnie wszystkie kwestie techniczne super. A co z działaniem?
              Maska jest absolutnie wyjątkowa: otworzona wygląda jak coś żywego, wydaje jakby syczenie i delikatnie się rusza. Pachnie dziwnie, ale nie brzydko czy drażniąco a po prostu niespotykanie. Ma dołączoną szpatułkę do nakładania, co mi się bardzo spodobało, bo nie lubię pchania paluchów do słoiczka z kosmetykiem. Nałożona na umytą buzię zasycha w przeciągu 15minut, ale ja wiem, że czas ją zmywać gdy pory zaczynają wyglądać jak czarne dziury.
            Odczucia po pierwszym użyciu? Zbalansowane. Efekt był delikatny, prawie niezauważalny, bez nachalnego świecenia czy wysuszenia. To od razu wzbudziło moje zaufanie bo każdy o zdrowych zmysłach wie, że wągry nie są problem na raz. 
Ja z moim nosem wyglądającym jak sito odkąd miałam 9lat wiem to z całą pewnością. Na rynku nie brakuje kosmetyków, które świetnie zwężą nam pory na... 2 godziny. Świetny pomysł przed imprezą, ale problemu nie rozwiązuje. Nie ma co się łudzić, że białko jaja kurzego czy szorowanie szczoteczką nam pomoże: jeśli wągry są uparte to potrzebują równie upartego antidotum. I oto ono jest.

           Nigdy nie należałam do cierpliwych, więc zaczęłam używać maski co 3 dni na całą twarz a na nos co wieczór. Po dwóch tygodniach mogę powiedzieć, że poprawa jest duża a przede wszystkim trwała. Moje wściekłe wągry na nosie są jakby ktoś je wyssał, a coraz bardziej puste pory z dnia na dzień maleją. Z tego powodu cały czas jej używam, ale co drugi lub trzeci dzień bo potrzeby skóry są zbilansowane i ciągłe używanie jej co wieczór byłoby szkodliwe.
       Podsumowanie? Ta maska to odkrycie mojego życia. Wymaga systematyczności, ale jej efekty są trwałe i coraz lepsze. A cena? No cóż, jakość kosztuje. I dobrze, bo gdyby nie kosztowała to mielibyśmy tylko i wyłącznie buble pomagające na chwilę. Odkrycie receptury, która faktycznie działa to ciężka praca i mnóstwo prób. I ja osobiście wolę dopłacić te kilkanaście czy kilkadziesiąt złotych w ramach podziękowania za trudy, które ktoś włożył w dobry jakościowo produkt zamiast zapłacić mniej za szajs.